Kaszuby to wyjątkowy region Polski z unikalną kulturą. Mimo, że mieszkamy w tej krainie, a wielu z nas z pewnością jest rodowitymi Kaszubami, często nie zdajemy sobie sprawy z bogactwa tutejszych tradycji i obyczajów. Jako że trwa właśnie okres przedświąteczny, warto dowiedzieć się czym dawniej charakteryzowały się tradycyjne kaszubskie Święta Bożego Narodzenia i jak te magiczne dni spędzali nasi przodkowie.
W zwyczajach świątecznych wyraźnie dostrzegalne są pozostałości po wierzeniach pogańskich. Kaszubi uważali wieczór wigilijny za czas cudów i magii. Na ziemię zstępowały istoty z zaświatów, a dla żywych było to okazją do osiągnięcia bogactwa i szczęścia.
Do zmroku z reguły powstrzymywano się od przyjmowania posiłków. Po zachodzie słońca najpierw karmiono inwentarz, po czym zasiadano do wieczerzy wigilijnej. Co można było znaleźć na tradycyjnym kaszubskim świątecznym stole? Przede wszystkim kluski z suszem owocowym, kapustę z grzybami, śledzie i ryby słodkowodne. Do wigilijnych specjałów należał też węgorz z kluskami i śliwkami. Ta potrawa była daniem wieczoru.
Mali Kaszubi nie czekali na świętego Mikołaja. Odwiedzała ich Gwiazdka, która zjawiała się z nocą i przynosiła orzechy, pierniki orazi rozmaite podarki. Aby Gwiazdka miała gdzie zostawić smakołyki, dzieci przed snem wystawiały za okno talerze.
Wigilia była wieczorem magicznych praktyk. Kaszubi oczekiwali przyjścia duchów zmarłych przodków. Był to też czas wróżb, zwłaszcza matrymonialnych. Jakie zaklęcia i zabobony były szczególnie popularne w okresie świątecznym?
Przede wszystkim ważne było, aby dmuchnąć przed siadaniem na krzesło lub ławkę.
Dlaczego? Oczywiście dlatego, żeby nie skrzywdzić siedzącego już w tym miejscu przybysza
z zaświatów. Z niewidzialnymi gośćmi dzielono się także świątecznymi posiłkami.
Wigilijne dania zostawiano dla nich w oknach i na stołach.
Bardzo popularnym i z pewnością wszystkim znanym wierzeniem jest to, że w nocy zwierzęta mówią ludzkim głosem. Na pewno tak też się dzieje, aczkolwiek zastanawiający jest fakt, że nikt nie może tego zjawiska potwierdzić. Otóż wszyscy współrozmówcy domowego inwentarza nie żyją! Śmiałka, który odważył wdać się w taką pogawędkę, czekała śmierć. Za to duchy mogły porozumiewać się ze zwierzętami bez żadnych konsekwencji. Dlatego w pomieszczeniach gospodarczych wystawiano stołki. Na nich zjawy mogły usiąść i porozmawiać z inwentarzem.
Aby zapewnić sobie urodzaj w nadchodzącym roku uciekano się do magii. W celu uzyskania wysokich plonów zboża, w kącie izby ustawiano snop żyta. Do brutalnego postępku posuwano się, żeby drzewka uginały się pod ciężarem owoców. Gospodarz wygrażał im siekierą i obiecał, że je zetnie, jeśli w przyszłym roku nie obrodzą w owoce.
W okresie przedświątecznym dziewczęta często wykonywały różnorakie wróżby niejednokrotnie powtarzając te, które stosowały w Andrzejki. 13 grudnia, w dniu świętej Łucji, panny chowały jabłko w kieszeni spódnicy i nosiły je przy sobie aż do świąt. Wtedy to pierwszy kawaler, który zaczepił dziewczynę podczas pasterki, miał zostać jej przyszłym mężem. Młode kobiety sprawdzały też ilość jaj znajdujących się w kurniku, co miało oznaczać liczbę lat, które przyjdzie im spędzić w stanie panieńskim. Poza tym przepowiadano przyszłość z woskowych odlewów, rzucano za siebie buty przewidującym tym sposobem rychłe zamążpójście, czy przekładano buty jeden za drugim, aż do progu - te zwyczaje są nam znane z Andrzejek.
Domeną wigilijnej nocy były niezwykłe wydarzenia i zjawiska nadprzyrodzone.
Na drogach, choć nie bez trudu, można było napotkać krasnoludki w zielonych i czerwonych czapeczkach. Osoba, której udało się ściągnąć nakrycie z głowy stworka, była obdarowywana przez niego złotem. W tę magiczną noc na jabłoniach dojrzewały cudowne jabłka, których zjedzenie miało zapewnić powodzenie przez cały nadchodzący rok. Punktualnie o północy w rzekach i strumieniach zamiast wody zaczynało płynąć wino. Oczywiście również niezwykłe - wypicie tego wina gwarantowało radość, siłę i szczęście w nowym roku.
Niełatwym do wykonywania i dość ryzykownym przedsięwzięciem było zdobycie diabelskiego pieniądza, który niezależnie od tego ile razy był wydany, zawsze powracał do właściciela. Aby stać się jego posiadaczem, w noc wigilijną należało udać się z czarnym kotem na cmentarz parafialny i cierpliwie oczekiwać aż czworonogi towarzysz zamiauczy. Po usłyszeniu upragnionego dźwięku konieczne było trzykrotne okrążenie kościoła. Na drodze powrotnej spotykało się nieznajomego oferującego sprzedaż kota. Przechodzeń płacił ową magiczną walutą. Warto zaznaczyć, że po trzech latach użytkowania diabelski pieniądz dusił swego posiadacza.
Północ to godzina o której Kaszubi zwyczajowo wybierali się na pasterkę. Ale jednocześnie była to pora panowania zjaw i demonów. Jak zabezpieczano się przed niechcianymi spotkaniami?
W celu ustrzeżenia wiernych przed zabłądzeniem i zapobieżenia mrożącej krew w żyłach konfrontacji z demonem, w oknach domów znajdujących się na drodze do kościoła umieszczano żarzące się drzazgi.
Podobno w Wigilię można było uratować uwięzioną księżniczkę. Nocą spod ziemi wyrastały zapadłe zamki, w których piękne panny oczekiwały na dzielnych wybawców. Jeden z takich pałaców widziano w lesie Sobieńskim niedaleko Żarnowca. Aby uratować zamkniętą w nim księżniczkę należało w czasie trwania pasterki trzy razy przebiec drogę z góry zamkowej do Żarnowca.
Boże Narodzenie na Kaszubach to szczególnie barwy i radosny czas. Czas przebierańców i kolędników. Czas rozmaitych zabaw i powszechnej radości. Czy warto tegoroczne święta spędzić właśnie w takiej atmosferze i oddać hołd kaszubskiej tradycji? Na pewno tak, ale pamiętamy, aby przed upływem trzech lat pozbyć się diabelskiego pieniądza, a w noc wigilijną nie rozmawiać ze zwierzętami!