18.08.2025 07:00 1 OR
Z zewnątrz – zwykła ulica, spokojny dom. Nic nie wskazuje na to, że za chwilę odbędzie się tu nietypowa kontrola. Pracownicy wodociągów podłączają specjalną maszynę do studzienki kanalizacyjnej i wtłaczają biały dym. Chwilę później zaglądają na podwórko. Jeśli para unosi się z rynny albo kratki przy garażu – sprawa jest jasna. Deszczówka trafia tam, gdzie absolutnie nie powinna. A to oznacza poważny problem i… możliwe kary finansowe.
Małe rury, wielkie kłopoty
Nielegalne odprowadzanie wód opadowych do kanalizacji sanitarnej to problem, który w ostatnich latach urósł do rangi plagi. Systemy sanitarne są zaprojektowane wyłącznie do odprowadzania ścieków bytowych, a dodatkowe litry deszczówki potrafią je sparaliżować. Podczas intensywnych opadów rury nie nadążają z odbiorem wody, co kończy się awariami, cofaniem ścieków, a nawet lokalnymi podtopieniami.
To jednak nie wszystko. Deszczówka niesie piasek, liście i inne zanieczyszczenia, które szybko zapychają urządzenia. Efekt? Większe zużycie energii, wyższe koszty oczyszczania ścieków i… rosnące rachunki dla wszystkich mieszkańców. Bo każdy nielegalny odpływ to dodatkowy ciężar finansowy, rozłożony na całą wspólnotę.
Jak działa „dymny test”
Metoda jest prosta, ale niezwykle skuteczna. Do kanalizacji wpuszczana jest bezwonna, całkowicie bezpieczna dla zdrowia para. Jeśli wydostaje się z domowych instalacji odprowadzających deszczówkę, oznacza to, że właściciel łamie przepisy.
Pierwszym krokiem po wykryciu nieprawidłowości jest pismo z nakazem odcięcia nielegalnego przyłącza i zaleceniem, by wodę opadową zagospodarować inaczej – np. przez zbiorniki retencyjne, oczka wodne czy przyłączenie do kanalizacji deszczowej.
Ale jeśli właściciel zignoruje te zalecenia, grozi mu wysoka grzywna – nawet do 10 tysięcy złotych.
„Zawsze tak było” nie jest wymówką
Najbardziej zaskakujące jest to, że wielu mieszkańców nie zdaje sobie sprawy, że ich instalacja działa niezgodnie z prawem. Często słyszy się tłumaczenia: „Tak było od zawsze” lub „Zrobił to poprzedni właściciel”. Niestety, prawo jest jednoznaczne – niewiedza nie zwalnia z odpowiedzialności.
Byliście świadkami zdarzenia w naszym regionie? Chcecie aby nasza redakcja zajęła się jakimś tematem? Czekamy na Wasze sygnały i informacje. Można kontaktować się z naszą redakcją za pośrednictwem strony facebookowej i mailowo: redakcja@nadmorski24.pl. Dyżurujemy także pod numerem telefonu 729 715 670.