23.01.2024 18:00 9 ab / materiały prasowe UCK
Zespół specjalistów z gdańskiego UCK uratował życie 6-letniego Aleksandra. Jego stan był na tyle poważny, że szans na uratowanie go nie widziały nawet wiodące światowe ośrodki. „To trochę cud, że przeżył” – przyznał ordynator Piotr Czauderna.
Chłopiec trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w sierpniu 2023 r. z gigantycznym ubytkiem tchawicy i przełyku, który stopniowo się powiększał. Na początku w ocenie lekarzy stan chłopczyka nie rokował żadnych szans na poprawę i przeprowadzenie rekonstrukcji.
– Ośrodki na całym świecie, z którymi nasi specjaliści kontaktowali się w sprawie małego pacjenta, z podobnym przypadkiem się nie spotkały. Była to sytuacja absolutnie bez precedensu – podkreśla Łukasz Wojtowicz, z zespołu ds. promocji i PR w gdańskim UCK-a.
Lekarze podejrzewali, że do takiego spustoszenia w organizmie 6-latka doprowadziło zakażenie grzybem z rodzaju Aspergillus, do którego z kolei doszło przez destabilizację świeżo zdiagnozowanej cukrzycy u chłopczyka.
To właśnie grzyb pleśniowy doprowadził do rozpadu tkanek miękkich w obrębie tkanki piersiowej. Po dwóch tygodniach leczenia zachowawczego, które nie przynosiło efektów, lekarze zdecydowali się na zabieg rekonstrukcyjny. Bez tej decyzji chłopczyk by po prostu zmarł.
– Widzieliśmy dzień po dniu postępującą chorobę. Zaczęło się od małej dziurki, która się powiększała. W momencie, kiedy rekonstruowaliśmy drzewo oddechowe, brakowało 7 centymetrów tchawicy, lewego oskrzela prawie w całości oraz części prawego. Nie było możliwości wykorzystania sztucznego uzupełnienia i jedynym pomysłem, który przyszedł nam do głowy, było użycie jego własnego przełyku. Na mój stan wiedzy nikt wcześniej tego nie robił. Odcięliśmy go częściowo u góry i u dołu i to, co zostało, użyliśmy do rekonstrukcji dróg oddechowych. Ta rekonstrukcja była absolutnie czymś wyjątkowym – wspomina dr n. med. Marcin Łosin z kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży UCK.
Ze względu na dramatyczny stan małego pacjenta lekarze już na samym początku zdecydowali o podłączeniu go do ECMO żylno-żylnego (technika pozaustrojowego utlenowania krwi).
– W ten sposób zastąpili pracę płuc. Zastosowanie tego rozwiązania samo w sobie nie leczy niewydolnego narządu, ale umożliwia przeżycie krytycznego okresu daje czas potrzebny do wyzdrowienia – zaznacza Łukasz Wojtowicz z UCK-a.
Jak podkreślają, była to kluczowa decyzja, ale wiązała się z dużą dozą niepewności. Zespół UCK miał bowiem na koncie setki wczepień do ECMO, jednak nie u dzieci, a dorosłych.
– To był dla mnie duży stres, ale też jeden z największych sukcesów w karierze. Cały zamysł leczenia był taki, żeby Aleks nie oddychał. Tam było dużo linii szycia i chodziło o to, żeby po zabiegu to wszystko się zagoiło. Z drugiej strony, kiedy płuca nie oddychają, stają się niedodmowe i nie działają poprawnie. Kiedy nie otrzymują powietrza, występuje większy opór przepływu krwi. Na skutek tego u pacjenta doszło do rozwoju prawokomorowej niewydolności serca, można nawet powiedzieć, że ono umierało – mówi dr n. med. Wojciech Karolak z Kliniki Kardiochirurgii UCK.
Lekarze zdecydowali więc o konwersji ECMO z żylno-żylnego na żylno-tętnicze, które pozwoliło nie tylko zastąpić funkcję płuc, ale także serca. Jak podkreślają, ten etap również wiązał się z dużymi wyzwaniami.
– Trzeba było bardzo dużej precyzji, żeby trafić w aortę. Nie mogliśmy zrobić echa serca, ponieważ chłopiec nie miał przełyku. A zawsze w ten sposób kontrolujemy, czy kaniula jest na miejscu. Nasi koledzy z kardiologii dziecięcej robili USG aorty. Wówczas wiedzieliśmy, że trafiliśmy kaniulą prawidłowo. Prowadzenie Aleksa na ECMO żylno-tętniczym było wzorowe. Gdy płuca i serca zaczęły pracować, mogliśmy wrócić do ECMO żylno-żylnego. Ono było kontynuowane, żeby płuca się regenerowały – tłumaczy kardiochirurg.
Chłopczyk podłączony do ECMO był przez 98 dni (od 18.08 do 23.11), to prawdopodobnie najdłuższy przebieg natleniania pozaustrojowego u dziecka na świecie, a na pewno najdłuższy w Europie.
– Co więcej, pacjent wyszedł z niego bez jakichkolwiek uszczerbków neurologicznych i większych powikłań dzięki tytanicznej pracy całego sztabu specjalistów – podkreśla Łukasz Wojtowicz z UCK-a.
Dla przykładu tylko przy jego odwróceniu każdego dnia udział brało co najmniej 7 osób. Do tego dochodziły, m.in. codzienna diagnostyka, farmakoterapia, leczenie przeciwgrzybicze i wiele innych kwestii.
– Tych wyzwań było bardzo dużo. Tak naprawdę nikt nie wie, jak leczyć zakażenie Aspergillusem tkanek śródpiersia. Konsultowaliśmy się z hematologami dziecięcymi, którzy mają doświadczenie w leczeniu tych infekcji i korzystaliśmy z ich wiedzy. Bardzo dużym wyzwaniem było poprawienie funkcji płuc i stopniowe przywracanie powietrzności przy bardzo małej odporności oskrzeli, które były odtworzone tkanką z przełyku. To się na szczęście udało – mówi prof. dr n. med. Romuald Lango z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii UCK.
Obecnie Chłopiec jest całkowicie sprawny neurologicznie i w pełni zachował pamięć sprzed zdarzenia. Ma jeszcze rurkę tracheotomijną, ale jest na własnym oddechu. Jest też żywiony dojelitowo.
Aktualnie przebywa w Niemczech, gdzie został przekazany celem dalszego leczenia w jednym z tamtejszych szpitali.
Przed chłopczykiem jeszcze rekonstrukcja przełyku, tej operacji nie przeprowadzili już gdańscy lekarze ze względu na sytuację rodzinną 6-latka. W Niemczech mieszkają na stałe jego rodzice i 2-letnia siostra.
Warto dodać, że wcześniej w okresie terapii ECMO żaden ze znanych, niemieckich ośrodków chirurgii dziecięcej, z którymi kontaktowali się gdańscy lekarze, nie zgodził się przyjąć pacjenta tłumacząc się brakiem możliwości technicznych.
– To był dla nas bardzo trudny czas, ale dzięki profesjonalizmowi profesorów, lekarzy i całego personelu medycznego, a także dzięki ich wsparciu i wsparciu naszych bliskich - daliśmy radę Oczywiście dzięki naszemu dzielnemu i silnemu chłopcu, naszemu Aleksandrowi, udało nam się przejść tę drogę. Czujemy poczucie szczęścia i wdzięczności. Dziękujemy zespołowi UCK za naszego syna – powiedzieli rodzice Aleksandra.
Byliście świadkami zdarzenia w naszym regionie? Czekamy na Wasze sygnały i informacje. Można kontaktować się z nami za pośrednictwem strony facebookowej, strony na X i mailowo: redakcja@nadmorski24.pl. Dyżurujemy także pod numerem telefonu 729 715 670.