24.08.2021 10:11 4 NW

Śledzie maszerują już 21 lat

Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska

Kolejna już edycja Marszu Śledzia za nami. Stu śmiałków przeszło wodami Zatoki Puckiej, by stać się pełnoprawnymi „śledziami” i częścią wyjątkowego wydarzenia. W sumie uczestnicy pokonali trasę liczącą ponad 12 kilometrów.

Marsz Śledzia na stałe wpisał się już w kalendarz imprez na Pomorzu. Po raz 21. najodważniejsi przeszli trasą od Kuźnicy do Rewy, pokonując nie rzadko swoje słabości i sprawdzając swoją wytrzymałość.

Z racji tego, że wydarzenie odbywa się już od wielu lat, organizatorzy postanowili na 20. urodziny zmienić nieco zasady zapisów i tak od dwóch lat zapisy odbywają się poprzez udział w wirtualnych zawodach.

W ten sposób sprawdzamy zaangażowanie i umiejętności uczestnika i czy podoła trudom marszu, co w tym roku bardzo się sprawdziło, gdyż marsz odbył się w bardzo chłodny dzień. Chyba zimniej było tylko wtedy, kiedy maszerowaliśmy zimą, a wtedy paradoksalnie nikt nie zmarł, bo wszyscy byli na to przygotowani i mieli grube pianki - tłumaczy portalowi nadmorski24.pl Radosław Tyślewicz, pierwszy śledź RP i organizator Marszu Śledzia.

Sobotnia (21 sierpnia) edycja odbywała się przy 18 stopniach Celsjusza, czyli w dużo gorszych warunkach niż panowały na Pomorzu jeszcze dwa tygodnie temu, gdy termometry wskazywały ponad 30 kresek. Do tego wiał silny wiatr. „Śledzie” naprawdę zmarzły, dlatego na mecie wyjątkowym wzięciem cieszyła się gorąca zupa.

Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska Fot. Czytelniczka Ewa Pacyniak-Okulska

Tradycyjnie mniej więcej w połowie dystansu miała miejsce przerwa, podczas której uczestnicy musieli zjeść surowego śledzia, mogli odpocząć i zjeść tak zwany posiłek Małysza, czyli bułkę z bananem.

Po krótkiej przerwie regeneracyjnej czekał nas ostatni i najbardziej wymagający etap, czyli przeciąganie na linach, które trwa około godzinę. Wtedy ludzie zawsze najbardziej marzną i wymagana jest od nich duża wytrzymałość i zaciętość - tłumaczy Radosław Tyślewicz.

Głosy jakie dochodzą do organizatora jednoznacznie świadczą o tym, że wszyscy uczestnicy Marszu Śledzia są zadowoleni. Mówią, że to było świetne przeżycie, dla niektórych było to kolejne wyzwanie „odhaczone na liście”, a dla innych pokonanie swoich słabości.

Informacje na temat kolejnej edycji Marszu Śledzia powinny pojawić się nie wcześniej niż między 14 lutym a 21 marca.


Czytaj również:

Trwa Wczytywanie...